Mekka starań cz. 2

10 listopada, 2007 at 11:35 pm (Kategoria przypadku)

Już prawie północ. Zmęczenie powoli wydziera większość mojego potencjału, choć zdaje się, że wytrzymam sam ze sobą jeszcze parę godzin – zanim pójdę spać i zanurzę się głęboko w niezrozumiały ciąg marzeń sennych. Jest noc, kojący mrok za oknem pochłania krajobraz wysysając z niego połowę odmienności – kolor. Zasłaniam żaluzję w pokoju, zapalam lampkę – owa prosta z pozoru czynność to w rzeczywistości jednak skomplikowany ciąg działań – popsuł się przełącznik. Myślę sobie z ironią jakie to wszystko jest małostkowe.

Próba wejścia w trans poznawczy – jak zwykłem nazywać ten fascynujący stan ducha, kiedy to człowiek zagłębia się w refleksji izolując się od świata rzeczywistego – nie nadchodzi, co jest źródłem mojej głębokiej frustracji. Wygląda na to, że wnikliwa analiza mechanizmów wszechświata (a zatem stan tzw. bezzasadnegoanalizowaniamechanizówwszechświata) odszedł w zapomnienie, bez skrupułów pozostawiając mnie samego. To niesprawiedliwe, że muszę zmagać się z cholernymi dysonansami pragnień i możliwości. Co więcej – to głupie, że taka myśl w ogóle powstała w mojej najwyraźniej pustej czaszce. Przecież to takie oczywiste (jak ja nienawidzę tego słowa): gdyby pragnienia odpowiadały możliwościom, gdyby „chcieć” znaczyło „móc” albo co gorsza „uczynić” to prawdopodobnie w ciągu tych kilku lat, które aktualnie posiadam zakończyłbym żywota wiele, wiele razy. A to, że śmiałem przelać tą myśl na klawiaturę – jak się dłużej zastanowić – też jest niedorzeczne.

Mekka starań – co to ma znaczyć? To banalnie proste. Mekka, czyli cel, obiekt dążeń, zamiar etc etc. Ten tekst jest Mekką moich starań. Jest celem i wyrazem moich myśli. Niewyszukane: zbieram żniwo szarych komórek żeby się nie zmarnowało. Bądź co bądź byłbym jeszcze większym faryzeuszem gdybym zaprzeczył w jakikolwiek sposób temu, że wszystko co tutaj piszę w rzeczywistości jest bez znaczenia. Nie, to nieprawda, choć skromność nakazywałaby przyznanie się do słabości i ułomności tegoż żniwa. W istocie to myślę, z pewną satysfakcją nawet, że przynajmniej część tego społeczeństwa nie miałaby pojęcia co ja tutaj piszę. Czemu z satysfakcją? Bo lubię być niezrozumiały – to dla mnie dowód na to, że nigdzie nie przynależę, że mój indywidualizm jest niezagrożony i nadal zupełnie autonomiczny (tzn. że nadal jest indywidualizmem a nie jedynie ułudą). To także duma, jestem dumny z bycia indywidualistą, bo to dla mnie dowód na to, że jestem budulcem, a być może nawet twórcą – nawet jeśli w destrukcyjny sposób. W końcu to nie grupy i społeczności tworzą cokolwiek – jedynie jednostki tworzą, czyż jest do pomyślenia żeby jakaś idea wywodziła się ze społeczności, a nie z konkretnego umysłu? Jednostka jest najważniejszym budulcem, cegłą współczesnego świata, jednostka wybitna zaś jest murarzem, konstruktorem. Mekką moich indywidualnych starań jest zostanie konstruktorem, jednostką wybitną, idealistycznym demiurgiem, pośmiertną siłą twórczą. Chce osiągnąć coś co zaspokoi wszelkie pragnienia i przemieni frustracje w ukojenie. Coś czego istotą będzie satysfakcjonująca refleksja a wyrazem sycące słowo. Ambicja źródłem twórczego pędu. I destrukcji.
[…]

Dodaj komentarz